Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies klikając przycisk Ustawienia. Aby dowiedzieć się więcej zachęcamy do zapoznania się z Polityką Cookies oraz Polityką Prywatności.
Ustawienia

Szanujemy Twoją prywatność. Możesz zmienić ustawienia cookies lub zaakceptować je wszystkie. W dowolnym momencie możesz dokonać zmiany swoich ustawień.

Niezbędne pliki cookies służą do prawidłowego funkcjonowania strony internetowej i umożliwiają Ci komfortowe korzystanie z oferowanych przez nas usług.

Pliki cookies odpowiadają na podejmowane przez Ciebie działania w celu m.in. dostosowania Twoich ustawień preferencji prywatności, logowania czy wypełniania formularzy. Dzięki plikom cookies strona, z której korzystasz, może działać bez zakłóceń.

Więcej

Tego typu pliki cookies umożliwiają stronie internetowej zapamiętanie wprowadzonych przez Ciebie ustawień oraz personalizację określonych funkcjonalności czy prezentowanych treści.

Dzięki tym plikom cookies możemy zapewnić Ci większy komfort korzystania z funkcjonalności naszej strony poprzez dopasowanie jej do Twoich indywidualnych preferencji. Wyrażenie zgody na funkcjonalne i personalizacyjne pliki cookies gwarantuje dostępność większej ilości funkcji na stronie.

Więcej

Analityczne pliki cookies pomagają nam rozwijać się i dostosowywać do Twoich potrzeb.

Cookies analityczne pozwalają na uzyskanie informacji w zakresie wykorzystywania witryny internetowej, miejsca oraz częstotliwości, z jaką odwiedzane są nasze serwisy www. Dane pozwalają nam na ocenę naszych serwisów internetowych pod względem ich popularności wśród użytkowników. Zgromadzone informacje są przetwarzane w formie zanonimizowanej. Wyrażenie zgody na analityczne pliki cookies gwarantuje dostępność wszystkich funkcjonalności.

Więcej

Dzięki reklamowym plikom cookies prezentujemy Ci najciekawsze informacje i aktualności na stronach naszych partnerów.

Promocyjne pliki cookies służą do prezentowania Ci naszych komunikatów na podstawie analizy Twoich upodobań oraz Twoich zwyczajów dotyczących przeglądanej witryny internetowej. Treści promocyjne mogą pojawić się na stronach podmiotów trzecich lub firm będących naszymi partnerami oraz innych dostawców usług. Firmy te działają w charakterze pośredników prezentujących nasze treści w postaci wiadomości, ofert, komunikatów mediów społecznościowych.

Więcej
Powróć do: Biblioteka

Waleria Misiewicz - patronka naszej biblioteki

29 czerwca 2021 roku Waleria Misiewicz została patronką naszej biblioteki.

Ach, proszę pani… […] Ta dzielna dziewczyna nazywa się Waleria Misiewicz. Mieszkała we wsi Szarcz, gmina Pszczew.”

Tak zatytułowaliśmy artykuł poświęcony naszej bohaterce, który powstał w kwietniu 2020 roku [treść artykułu przytaczamy poniżej]. To zdanie wypowiedział o niej Pan Grzegorz Chmielewski – dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zielonej Górze, zapytany o zasłyszaną tajemniczą historię związaną z  ratowaniem polskich książek od spalenia na stosie.

Po ponad rocznych poszukiwaniach, jesteśmy bogatsi w szczegóły i pewni, że tę historię koniecznie trzeba opowiedzieć i ocalić od zapomnienia. Taki właśnie tytuł nosi zadanie, które realizujemy z Programu Kultura – Interwencje 2021 Narodowego Centrum Kultury. „Ocalić od zapomnienia – historia Walerii Misiewicz”. To historia jedynej kobiety, która tak aktywnie uczestniczyła w działalności oddziału Związku Polaków w Niemczech w Pszczewie. To historia kobiety dzielnej, odważnej, kochającej Polskę i język ojczysty. To historia kobiety niezłomnej, która z dzisiejszego punktu widzenia brała na siebie ciężary ponad siły. I niosła je.

29 czerwca 2021 roku odbyła się uroczystość, która jest pierwszym elementem procesu odkrywania historii Walerii Misiewicz. Od tego dnia nasza biblioteka będzie miała w nazwie jej imię. Będziemy z dumą opowiadać o naszej patronce, która nie była może sławna, nie napisała żadnej powieści… ale miłość do książek – polskich książek – okazała ryzykując własnym życiem.

Dziękuję serdecznie rodzinie Pani Walerii Misiewicz  - Państwu Wittchen – dzięki Państwa opowieściom i pamiątkom rodzinnym ta historia stała się pełniejsza i piękniejsza. Dziękujemy za zaufanie.

Serdecznie dziękuję historykom – Pani Katarzynie Sztubie – Frąckowiak oraz Panu doktorowi Andrzejowi Kirmielowi – dyrektorowi Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej im. Alfa Kowalskiego za przyjęcie zaproszenia do ciężkiej pracy, związanej z przeszukiwaniem archiwów, docieraniem do świadków i mierzeniem się z wciąż żywymi emocjami, które budzą wspomnienia.

Dziękujemy lokalnej społeczności – naszym czytelnikom za tak ciepłe przyjęcie pomysłu i utwierdzanie nas w tym, że warto. Mamy nadzieję, że Pani Waleria uśmiecha się dziś do nas z góry. Martwiła się, że po wojnie dzieci nie bardzo interesowało, gdzie była szkoła i jak wyglądały tajne lekcje języka polskiego. Realizujemy ten projekt, bo chcemy znać historię naszych przodków. Chcemy znać historię Walerii Misiewicz – kobiety dzielnej, silnej, córki, siostry, cioci – Polki.

..........................................................................................................................................................................................................................................

Ach, proszę pani… […] Ta dzielna dziewczyna nazywa się Waleria Misiewicz. Mieszkała we wsi Szarcz, gmina Pszczew.”

Waleria patrzy ze zdjęcia z delikatnym uśmiechem. Wiele razy widziałam to zdjęcie, ale nigdy nie przyglądałam się specjalnie. Dopiero szperanie po archiwach uświadomiło mi, że to jedyna kobieta wymieniana wśród pszczewian spod znaku Rodła. W książce Franciszka Leśnego z 2006 roku poświęcono jej krótką notatkę biograficzną, a w sporym opracowaniu „Spod znaku Rodła”, które zostało wydane przez Lubuskie Towarzystwo Naukowe w roku 1974 jako praca zbiorowa pod redakcją Hieronima Szczegóły, o Walerii Misiewicz wspomniano jedynie w biogramie Feliksa Paździorka, jako o  sekretarzu Towarzystwa Młodzieży Polskiej.  

Przeglądając zgromadzone przez Pana Włodzimierza Nowaka wycinki artykułów prasowych z  lat 80. XX w. natrafiłam na reportaż przygotowany przez Reginę Dachównę pt. „Więcej pragnień nie ma”. Opublikowano go w roku 1983 w Magazynie Gazety Lubuskiej. Zaczyna się tajemniczą historią o  odważnej dziewczynie, która nie bacząc na konsekwencje, uratowała od płomieni polskie książki, które miały zostać spalone na stosie przy plebanii. Uprosiła proboszcza, by je jej ofiarował i furmanką zawiozła je do domu rodzinnego, gdzie stworzyła bibliotekę otwartą dla całej wsi. Młody chłopak, który przy okazji opowiada tę historię, nie zna szczegółów. Skąd? Kto? Gdzie? Nie wiadomo. Autorka dociera do dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zielonej Górze Grzegorza Chmielewskiego, który jakimś trafem losu spotkał tę dziewczynę i nawet napisał o  niej. „Ach, proszę pani… […] Ta dzielna dziewczyna nazywa się Waleria Misiewicz. Mieszkała we wsi Szarcz, gmina Pszczew.”

Historia Walerii Misiewicz zaczyna się w Szarczu 3 czerwca 1901 roku. Waleria przychodzi na świat jako córka Stefana Sylwestra Misiewicza i Michaliny Misiewicz (z domu Bilwagen). Będzie jednym z  jedenaściorga dzieci państwa Misiewiczów, którzy prowadzą duże gospodarstwo rolne (podobno w  latach 30 największe w Szarczu – osiemdziesiąt hektarów). W 1913 roku Waleria zaczyna uczęszczać do katolickiej szkoły w rodzinnej miejscowości. Wraz z rówieśnikami zakłada Towarzystwo Młodzieży Polskiej, w którym pełni funkcję sekretarza. Najprawdopodobniej w 1923 roku wstępuje do Związku Polaków w Niemczech.

Regina Dachówna, zainspirowana rozmową z dyrektorem biblioteki wyrusza na  poszukiwanie Walerii. Jedzie do Pszczewa i tu szuka śladów dzielnej dziewczyny. Trafia do urzędu gminy, tam urzędnicy nakierowują ją na rodzinę Paździorków. Misiewicze? Najlepiej pojechać do rodziny Wittchenów. W domu Aleksandra Wittchena, siostrzeńca Walerii, syna Ludwika Wittchena, pani redaktor spotyka brata Walerii, Władysława. Ma on wtedy siedemdziesiąt lat i opowiada rodzinną historię, tak, jak pamięta.

Brat potwierdza, że Waleria rzeczywiście była nieugięta i bez przerwy się narażała. Miała zostać nauczycielką, jeździła po okolicy, agitowała za polską szkołą. Chętni byli, ale Niemcy, przede wszystkim właściciel ziemski, zagrozili, że zwolnią rodziców polskich uczniów. Strach przed uratą pracy był ogromny, Hitler doszedł już do władzy, bezrobocie było. Pan Władysław opowiada, że też chciał być nauczycielem. Chodził do gimnazjum w Gniewie na Pomorzu. Trafił tam dzięki staraniom Związku Polaków w Niemczech wraz z bratem. W Polsce przebywali razem siedem lat, do 1934 roku. Potem odebrano mu paszport i już nie mógł wyjechać.

Z Pszczewa redaktor Regina jedzie do Wielenia (ówczesne województwo pilskie, dziś wielkopolskie). W domu pomocy społecznej prowadzonym przez Caritas odnajduje Walerię Misiewicz, która mieszka tam w jednym pokoju z młodszą siostrą, Bronisławą. Waleria jest uradowana odwiedzinami. Gość do niej? Ma osiemdziesiąt jeden lat. Zdziwiona jest zainteresowaniem pani redaktor. Rozżalona opowiada, że zapytała kiedyś dzieci w Dąbrówce Wielkopolskiej czy wiedzą, gdzie była szkoła i jak ich rówieśnicy potajemnie uczyli się polskiego. Dzieci nic nie wiedziały. Pomyślała sobie wtedy, że może to już dla młodzieży nieważne? Pani Waleria pokazuje pani redaktor dokumenty, dyplomy, odznaczenia, medale, zdjęcia, które przechowuje pieczołowicie w szafie. I opowiada.

Na jednym ze zdjęć Waleria ma dwadzieścia kilka lat. Ubrana w długą suknię, kapelusz. Fotografię zrobiono w Warszawie. Wtedy była najaktywniejsza. Jeździła po okolicy na rowerze, agitowała za polską szkołą. Często wtedy wyjeżdżała do Polski, czasem na długo, nawet rok, najpierw do szkoły, potem do koleżanek. Przywoziła polską prasę, książki i kolportowała je w Pszczewie. Gdy okazało się, że polskiej szkoły nie będzie, uczyła dzieci po kryjomu. Dom Misiewiczów stał nad jeziorem. Dzieci pod pretekstem kąpieli trafiały do nich przez ogród. Dom był pełen polskich książek, gazet, pochowanych po szafach, łóżkach. Waleria uczyła najmłodsze dzieci. Niemców się nie bała, bo, jak opowiada, przy domu rodzinnym czuwały wspaniałe psy. Gdy Niemcy wchodzili na podwórko, psy ujadały strasznie, a Waleria zawsze zdążyła wszystko pochować. W czasie okupacji wszystkie książki i  gazety ukrywała na strychu.

Regina Dachówna zapewne bardzo chciała usłyszeć historię o ratowaniu książek. Waleria opowiada, że zdarzyło się to w roku 1926. Pamięta, że to była sobota, a ona przyjechała do Pszczewa i  podczas rozmowy z napotkaną pszczewianką stwierdziła, że czuje dym. Rozmówczyni wyjaśniła jej, że ksiądz – zniemczony Polak – dostał nakaz spalenia polskiej biblioteki. Waleria pobiegła na plebanię. Na miejscu zastała proboszcza, który siedząc na stołku rwał książki, i kartka po kartce wrzucał w ognisko. Waleria pochwaliła Pana Boga i poprosiła: „księże proboszczu, niech mi ksiądz da te książki”. Ksiądz się zgodził, bo siedział już tak kilka dni, a książki paliły się fatalnie. Z pomocą ojca i brata Waleria załadowała wszystko na wóz i książki trafiły w ten sposób do domu w Szarczu, a stamtąd były wypożyczane m.in. uczestnikom spotkań Towarzystwa Młodzieży Polskiej. Później, gdy Kowalscy po sąsiedzku wybudowali nowy dom, bibliotekę przeniesiono do nich. 14 listopada 1932 roku Waleria Misiewicz uczestniczyła w ślubie Franciszka Golza i Heleny Knak. Z tej piękniej uroczystości zachowało się zdjęcie pary młodej i gości weselnych.

W 1933 roku Waleria Misiewicz dostała od Związku Polaków w Niemczech dyplom, który pokazała pani redaktor. „…za wytrwałość i ofiarność w 10-letniej pracy społecznej. Berlin w marcu 1933”. Legitymacja Walerii Misiewicz ma numer 3251. Uczestniczyła aktywnie w zjazdach Związku Polaków w Niemczech w Zakrzewie w roku 1937 i I Kongresie Związku Polaków w Niemczech w 1938 roku, który odbył się w Berlinie. Przywiozła stamtąd pamiątkowy znaczek Rodła.

W roku 1936 umiera ojciec Walerii. W czasie wojny rodzina trwa na gospodarstwie w Szarczu. W kwietniu roku 1940 Misiewiczowie wraz córką i siostrą Marią opłakują śmierć jej męża Ludwika Wittchena, zamordowanego w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu za działalność na rzecz Polski. Maria wraz z dziećmi zostaje wysiedlona z gospodarstwa w Pszczewie i przenosi się wraz z dziećmi do  rodziny w Szarczu. W książce pt. „Płonące krzaki nad Obrą” autorka Maria Zientara-Malewska – nauczycielka z Nowego Kramska, cytuje poufne pismo, które w roku 1941 ówczesny sołtys Szarcza wysłał do Kreisbauernführera w Międzyrzeczu. Sołtys domaga się w nim wywłaszczenia Walerii Misiewicz i przekazania gospodarstwa w ręce niemieckie. We wniosku podkreśla, że licząca 42 lata Waleria jest znana jako zagorzała Polka, wyznaczono ją nawet na nauczycielkę polską w Szarczu. Sołtys ostrzega władze, że istnieje obawa, że Waleria wyjdzie za mąż za Polaka, a jeżeli nie, to gospodarstwo mogą odziedziczyć dzieci zmarłego Ludwika Wittchena. Wystawia też Misiewiczom świadectwo, informując, że wszyscy członkowie rodziny przebywali w Polsce na naukach, są uświadomionymi Polakami i nie ukrywają tego. Donosi również, że już w 1919 roku spodziewali się wkroczenia Polaków do Szarcza i przygotowywali się na tę okazję plotąc uroczyste grilandy do przyozdobienia ulicy.

Pod koniec okupacji, pod pretekstem nie wywiązywania się z poleceń władz niemieckich, aresztowany zostaje brat Walerii, Sylwester. Najpierw osadzono go w Świebodzinie. Waleria co tydzień w sobotę jeździ tam i czatuje w  zaroślach, by przy zmianie warty podać przez Niemca-młynarza, który jest strażnikiem, paczkę z  jedzeniem. Później Sylwestra przeniesiono do obozu koncentracyjnego w Siegburgu. Stamtąd już nie wrócił, mimo usilnych starań Walerii. Do Misiewiczów dociera krótka informacja o jego śmierci (17.II.1945). Został zamordowany przez hitlerowców tuż przed wyzwoleniem obozu. To ciężkie chwile dla rodziny. Niemcy są pewni, że przejmą gospodarstwo z powodu braku następcy. Waleria protestuje i bierze na siebie ciężar gospodarowania. Nie odda ziemi. Na kolejnych zdjęciach, które ogląda pani redaktor, twarz Walerii jest już poważna i zasępiona.

Waleria przyznaje, że wierzyli, że Szarcz wróci do Polski już w 1919 roku. Najbardziej cieszył się z tego ojciec. Mówił: „Zobaczycie, w końcu przyjdą Polacy. Na pewno.” Niestety. Waleria wspomina, że gdy okazało się, że Pszczew i Szarcz pozostaną w Rzeszy, w pierwszym odruchu cała wieś szykowała się do wymarszu. Zostali. Polska wróciła do Szarcza dopiero w 1945 roku.

Powojenne losy Walerii, Polki, która z takim utęsknieniem na Polskę czekała, potoczyły się nieoczekiwanie. Za nieoddane kontyngenty z gospodarstwa Waleria trafia do… więzienia. Skąd miała wziąć? Zboża, nawozów nie było. Opowiada pani redaktor, że pierwszą rozprawę miała w  Międzyrzeczu. Kilka dni ją tam przetrzymywano, a następnie przewieziono do  Nowej Soli. Stamtąd trafiła do dużego więzienia. Sama nie wie, gdzie. Mówi, że tam nie było źle. Bracia podsyłali jej pieniądze, mogła kupić kiełbasę, czekoladę nawet. Trzy miesiące siedziała. W kolejnym roku ponownie nie odstawiła kontyngentów. Znów rozprawa. I czternaście dni więzienia. Tym razem bracia już wiedzieli, co trzeba zrobić – sprzedali z domu, co się dało, kupili zboże i odstawili. Waleria wróciła. Wspomina, że najbardziej przeżywała to mama Michalina. Misiewiczów uznano za kułaków, zabrano im traktor i dwadzieścia siedem hektarów lasu. Waleria jeździła w sprawie tego lasu nawet do  Warszawy, zbierała dokumenty. Nic z tego. Zdumiona przyglądała się nowej rzeczywistości. W urzędach, na  stanowiskach spotykała ludzi, którzy przed wojną nie przyznawali się do polskości.

W archiwum GOK odnalazłam zdjęcie, na szczęście podpisane. Przesłał je Paniom Misiewiczom prof. Walerian Sobisiak z Katedry Etnografii UAM w Poznaniu z najlepszymi życzeniami noworocznymi. Na zdjęciu między dwiema uśmiechniętymi paniami – Walerią i Michaliną, siedzi profesor, trzymając je pod ręce. Zdjęcie zrobiono najprawdopodobniej w roku 1959, kiedy w Pszczewie swoje badania socjologiczne prowadził prof. Zygmunt Dulczewski. Prof. Walerian Sobisiak, wtedy doktorant, uwiecznił wyjątkową chwilę i dzięki temu pozostawił nam tę pamiątkę. Pani Michalina żyła jeszcze sześć lat. Zmarła 19 września 1965 roku w wieku 95 lat.

Na początku lat 70. XX wieku Waleria rozpoczęła starania o zdanie gospodarstwa na rzecz Skarbu Państwa. Rodzeństwo – Waleria, Władysław, Franciszek rozdzieliło ziemię między siebie. Waleria chciała część swojej ziemi przepisać na młodszą siostrę, jednak władze dopatrzyły się w tym działania na szkodę państwa (Waleria liczyła, że siostra po zdaniu gospodarstwa dostanie za swą pracę na roli rentę). Nie udało się. W 1972 roku Waleria Misiewicz została zaproszona do Opola, gdzie odbywały się uroczystości pięćdziesięciolecia powstania Związku Polaków w Niemczech. Odznaczono ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. 22 października 1972 roku Waleria Misiewicz była również gościem spotkania, które zorganizowali działacze Pszczewskiego Towarzystwa Kultury. W Złotej Księdze, która jest kroniką PTK, zachowaną w archiwum GOK, można przeczytać taki oto wpis:

„W dniu 22.10.1972 r. odbyło się miłe spotkanie towarzyskie z odznaczoną Krzyżem Kawalerskim – byłą działaczką Związku Polaków w Niemczech – p. Walerią Misiewicz. Podzieliła się ona ze wszystkimi wrażeniami z Opola oraz wspomnieniami ze swojej działalności. Miłym przeżyciem dla zebranych było odśpiewanie przez b. członków Zw. Pol. w Niemczech hymnu Zw. Polaków w Niemczech”.


Waleria Misiewicz od jednego z urzędników usłyszała, że odznaczenie może jej pomóc. Wciąż próbowała zbyć ziemię. Urzędnik doradził, że ma wpiąć odznaczenie w klapę i z nim iść załatwiać sprawę do Wojewódzkiej Rady Narodowej. Waleria wspomina, że okropnie się wstydziła, no bo jakże to tak obnosić się z odznaczeniem. Ostatecznie jednak wzięła krzyż, pojechała… Opowiadała pani redaktor: „…tak stoję przed drzwiami wojewódzkiej rady i tak stoję… Postałam, postałam, mówię – musisz zapiąć sobie ten krzyż. Poszłam w te krzaki, co rosną obok, zdjęłam płaszcz i przypięłam. Weszłam. I to naprawdę pomogło.” Dostała 625 zł renty. Rentę podobnej wysokości otrzymał również jej brat Franciszek. On jednak, zrezygnowany, schorowany, zdecydował się na emigrację i wraz z żoną wyjechali do RFN. Mimo, że ich sytuacja materialna uległa poprawie, to czuł się okropnie. Cierpiał i  tęsknił. Przyjeżdżał, wracał do domu rodzinnego trzy razy. Podczas ostatniej wizyty zwierzył się bratu Władysławowi, że tutaj chciałby leżeć, w tej ziemi. Zmarł w RFN.

Po zdaniu ziemi Waleria chciała znaleźć miejsce dla siebie i młodszej siostry Bronisławy w domu opieki społecznej. Z tego, co opowiedziała pani redaktor, czekała na miejsce ponad trzy lata, i nic. Dopiero znajomość z jedną z zakonnic z Wielenia pomogła. Siostry otrzymały miejsce w prowadzonym przez Zrzeszenie Katolików Caritas domu pomocy społecznej w Wieleniu. Tam odszukała je Regina Dachówna. Rozmawiały kilka godzin. Pani redaktor zapytała Walerię o marzenia. Tak, miała. Dwa. Pierwsze to koniecznie chciała zamieszkać w Wolsztynie. Dlaczego? Bo wyprawa do Szarcza z  Wielenia to eskapada nie na jej siły – trzeba było wyjechać późnym wieczorem, aby za dnia dotrzeć do  rodzinnego domu. Próbowała znaleźć miejsce w tamtejszej placówce, jeździła do różnych osób z  prośbą o pomoc (w tej sprawie była m.in. u dyrektora Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki w Zielonej Górze). Drugie pragnienie wiązało się ze śmiercią siostry, która mieszkała w Międzyrzeczu. Waleria marzyła o tym, by wydano jej zaświadczenie, że nosi żałobę, ponieważ chciałaby kupić czarne ubranie. Niestety w Czarnkowie, do którego specjalnie pojechała, były rzeczy tylko dla młodych małżeństw. Więcej pragnień nie miała.

Pani Regina Dachówna po odwiedzinach u Pań Misiewicz w Wieleniu zrobiła coś jeszcze – zatelefonowała do Urzędu Wojewódzkiego w Zielonej Górze i zapytała o możliwość przeniesienia obu sióstr do Wolsztyna. Urzędniczka przypomniała sobie, że obie panie były w tej sprawie w urzędzie, mówiły też coś o zasługach. Ale miejsc nie było. Trzeba czekać. Rok później, w 1984, w „Przeglądzie tygodniowym” ukazał się kolejny reportaż Pani Reginy Dachówny pt. „Zostało jedno marzenie”. Znów zawitała do Pszczewa, tym razem w maju, przed otwarciem Muzeum Dom Szewca. W reportażu, oprócz całej historii Walerii, przywołała również innych bohaterów: Paździorków, Kowalskiego, anonimowego Macieja, który opowiada jej, że dziś niektórzy, szczególnie po pijanemu wołają za nim „hitlerowiec”. A  pamięta też czasy, gdy wołano: „O, idzie ten Polak!”. Pani Regina w PS. do artykułu napisała, że do redakcji Gazety Lubuskiej przyszła odpowiedź władz zielonogórskich, które próbowała zainteresować sprawą Pań Misiewicz i przeniesieniem ich do Wolsztyna. Władze zapewniały, że dołożą wszelkich starań, ale na razie miejsc nie ma.

Na tym reportażu urywa się udokumentowana historia Walerii Misiewicz. Poszukiwania w sieci zaowocowały odnalezieniem jej miejsca pochówku. Waleria Misiewicz zmarła 29 czerwca 1987 roku i spoczywa na cmentarzu parafialnym w Wolsztynie. W tej samej mogile pochowano również jej siostrę, Bronisławę, zmarłą 17 sierpnia 1991 roku. Czy to oznacza, że po publikacji reportażu Reginy Dachówny w Gazecie Lubuskiej spełniło się marzenie Walerii? Wiele na to wskazuje. Nie wiemy nic na pewno. Szukamy odpowiedzi.

Waleria. Silna, mocna – tak tłumaczy się znaczenie tego rzadkiego dziś imienia. Waleria Misiewicz – kobieta, córka, siostra. Polka. Chcemy o niej pamiętać.

PS.

Idąc tropem informacji z artykułów Pani Reginy Dachówny skontaktowałam się z Wojewódzką i Miejską Biblioteką Publiczną w Zielonej Górze. Dzięki uprzejmości Pana Łukasza Mikołajczuka udało się odnaleźć, zdigitalizować i przesłać nam reportaż “Zostało jedno marzenie” z 1984 roku, ale także fotokopie pożółkłego zeszytu - oryginał przechowywany jest w Muzeum Książki. To pamiętnik Walerii Misiewicz, w którym opisała ona spotkania Związku Polaków w Niemczech w rodzinnym domu i akcję ratowania biblioteki parafialnej. Fantastyczna pamiątka.

Wiedząc, że Pani Regina Dachówna pracowała wiele lat w Gazecie Lubuskiej, zwróciłam się do Pana Tomasza Ruska - dziennikarza GL, z prośbą o pomoc w nawiązaniu kontaktu z Panią  redaktor. Po kilku godzinach miałam już numer telefonu. Dodzwoniłam się. Okazało się, że Pani Regina pamięta doskonale tę historię, Pszczew i Panią Walerię. Niestety nie zna zakończenia. Ale jak tylko będzie to możliwe, przyjedzie do Pszczewa, by się z nami spotkać.

Serdecznie dziękuję Pani Reginie za to, że w swoich reportażach zapisała to, czego do tej pory nie wiedzieliśmy. Że przechowała pamięć o Walerii Misiewicz. Serdecznie dziękuję Panu Włodzimierzowi Nowakowi, który kierował w latach 80. XX w. muzeum w Pszczewie - gdyby nie jego teczka z wycinkami prasowymi, pewnie nie trafilibyśmy na ślad... Dziękuję bardzo Panu Łukaszowi Mikołajczukowi z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Zielonej Górze za pomoc w poszukiwaniach i odnalezienie artykułu oraz zeszytu Pani Walerii. Dziękuję także Panu Tomkowi Ruskowi za błyskawiczne znalezienie kontaktu do Pani Reginy oraz Arturowi Paczesnemu z Muzeum Regionalnego w Międzychodzie za jego pracę przy genealogii rodziny Misiewiczów - dzięki niej udało mi się poskładać, kto jest kim w tej niemałej rodzinie.

 

Bibliografia:

  1. Gazeta Lubuska : magazyn : dziennik Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej : Zielona Góra - Gorzów R. XXXI Nr 196 (20/21 sierpnia 1983). - Wyd. A, w tym: Regina Dachówna, Więcej pragnień nie ma, str.1 i 7,
  2. Przegląd Tygodniowy, nr 19 (110), Warszawa, 8 maja 1984 r., w tym: Regina Dachówna, Zostało jedno marzenie, str. 1, 4 i 5,
  3. Leśny Franciszek, Pszczewianie spod znaku Rodła, Pszczew 2006,
  4. Szczegóła Hieronim i in, Spod znaku Rodła – praca zbiorowa, Lubuskie Towarzystwo Naukowe, Zielona Góra 1974,
  5. Ruta Zbigniew, Grupa ludności autochtonicznej w Pszczewie – zarys problemu, maszynopis, odpis - grudzień 1988,
  6. Księga Złota – kronika Pszczewskiego Towarzystwa Kultury, Pszczew, 1962 – 1978,
  7. geni.com – Waleria Misiewicz i jej rodzina – profile opracowane przez Artura Przemysława Paczesnego.

 

Opracowała Ewa Walkowska

Przeglądasz tę stronę w trybie offline.
Przeglądasz tę stronę w trybie online.